W ESNie prawie każdy go zna, w końcu jest Wiceprzewodniczącym. On dzięki temu także poznał wielu ciekawych ludzi. Ale jak to się stało, że zdecydował się na objęcie tej funkcji i poznanie naszego Stowarzyszenia z zupełnie innej strony? Od dawna o tym marzył czy może spontanicznie postanowił spróbować swoich sił na tym stanowisku?
Decyzję o kandydowaniu na funkcję Wiceprzewodniczącego takiej organizacji, jak ESN Polska, nie podejmuje się z dnia na dzień. Co Cię zatem zmotywowało do kandydowania do Zarządu?
U mnie to była o tyle śmieszna sprawa, że przez cały rok, przed objęciem tej funkcji, byłem średnio aktywny na poziomie ogólnopolskim. Bardziej zajmowałem się pracą i studiami. Tak naprawdę, moje pojawienie się w Prezydium na NP w Lublinie, było raczej gestem pożegnalnym w stronę ESNu. Chciałem stopniowo rezygnować z komitetów i zająć się wreszcie pisaniem pracy dyplomowej, znalezieniem wymarzonej pracy. Ale jak się okazało, nie jest łatwo się z tego wyplątać! Na National Platform nikt nie zgłosił się na tę pozycję, co mnie zaskoczyło, ponieważ w moim mniemaniu jest to najatrakcyjniejsza funkcja. Wtedy właśnie zacząłem się zastanawiać i ta decyzja narastała we mnie stopniowo aż do NWZD (Nadzwyczajne Walne Zebranie Delegatów) Warszawa.
Czy nie bałeś się, że ten Zarząd, który po NP był wciąż niepełny, może mieć później problemy w funkcjonowaniu?
Nie, ponieważ domyślałem się już kto tam może być i zachęciło mnie to jeszcze bardziej do kandydowania.
Z perspektywy czasu, jak oceniasz tę decyzję? Czy Twoje oczekiwania się sprawdziły czy były rzeczy, które w rzeczywistości wyglądają zupełnie inaczej niż myślałeś?
Wydawało mi się, że będzie bardzo tragicznie. Bałem się tych pierwszych dni kadencji. Okazało się, że wcale nie jest źle. To nie jest tak, że spada Ci na głowę wszystko, bo są osoby, które Ci pomogą, doradzą czy pokażą jak coś zrobić. Zresztą w wakacje ta praca ma trochę mniej intensywny wymiar, więc można się do tego na spokojnie przygotować. Często na wyborach pada pytanie do ustępującego Zarządu czy zdecydowaliby się na to jeszcze raz. Odpowiadając, tak, zdecydowałabym się ponownie, bo to jest niesamowita przygoda i każdemu ją polecam.
Czy przed podjęciem decyzji konsultowałeś się z kimś? Jeśli tak, to z kim?
Wiesz co...ja byłem bardziej zachęcany do tego, żeby wystartować. Ale pytałem się osób bardziej doświadczonych, swoich ESNowych przyjaciół, co oni o tym sądzą. Po to, żeby dodać sobie samemu otuchy. Na pewno pomogło mi to, że tyle ludzi wierzyło we mnie, w to, że spełnie się w tej roli.
Czyli dostałeś pozytywny odzew. Czy może pojawiły się także jakieś wątpliwości?
Nie. To znaczy największą wątpliwością było to, że nie było innych kandydatów. Więc chodziło mi po głowie pytanie, czy zachęcali mnie bo ktoś musi pełnić tę funkcję czy faktycznie ja się do tego nadaję (śmiech). Ale gdzie się tak naprawdę nie zwróciłem z pytaniem o pomoc, to zawsze otrzymywałem stuprocentowe wsparcie.
Na pewno wiele osób chciałoby się dowiedzieć jak bardzo zmieniło się Twoje życie odkąd zostałeś Wiceprzewodniczącym. Czy może wcale nie zaszły w nim jakieś drastyczne zmiany?
Przede wszystkim, trzeba mieć świadomość, że pod ESN podporządkowujesz trochę swoje życie. Bo są terminy i obowiązki, których nie wolno lekceważyć. Nie ważne czasem czy są święta czy wakacje. W moim przypadku miało to wpływ na to, że nie zdecydowałem się kontynuować pracy. Czasowo nie byłbym w stanie tego pogodzić ze studiami. Jest to w pewnym sensie negatywny aspekt. Chociaż ja na to tak nie patrzę. Z pozytywów to oczywiście możliwość poznania masy wspaniałych ludzi, podróżowanie. Ponadto, człowiek się bardzo dużo uczy i to nie tylko tych rzeczy, które wchodzą stricte w jego obowiązki. Lecz na przykład o kwestiach PRu, IT, prawa czy o tym co się dzieje w polityce odnośnie edukacji wyższej. Poszerzają się horyzonty. Dodatkowo organizacja pracy własnej i pracy innych, współpracy z ludźmi. Tego trzeba się nauczyć. Do tego dochodzi także praca w zespole, w którym trzeba podejmować ciężkie decyzje. Szczególnie w Zarządzie, gdzie nie zawsze się zgadzamy i musimy dochodzić do konsensusu.
Co Tobie dało bycie Wiceprzewodniczącym?
Pewność siebie. Bo gdybyś mnie zapytała rok temu czy będę chciał kandydować na to stanowisko, to bez chwili wahania odpowiedziałbym, że nie. Bo mam swoje plany, wiem gdzie pójdę dalej, a Zarząd to jest coś dla mnie niedostępnego. Okazało się, że byłem w błędzie. Może ESN nie jest wielką korporacją, lecz jest to naprawdę ogromna organizacja studencka, która każdemu daje masę korzyści. Poza tym można się o sobie wiele nauczyć. Ja, jak już wspomniałem, uwierzyłem w siebie i swoje możliwości.
Dalej planujesz się rozwijać w ESNie czy stopniowo schodzić ze sceny?
Przez dwa lata byłem członkiem Network Committee, gdzie bardzo dobrze mi się pracowało, chociaż obecnie jestem już alumnem tego komitetu. Także w ESN International nie widzę już dla siebie dalszych ścieżek rozwoju. To znaczy, jest ich oczywiście dużo, ale te które są związane z tym, czym chciałbym się zajmować zawodowo, powoli się kończą. Myślę, że bardziej będę służył radą, obserwował i pomagał.
Co poza działalnością charytatywną w ESNie lubi robić Szymon Semper?
Lubię siedzieć po nocach i później długo spać, chodzić po małych kinach na filmy włoskie, francuskie czy angielskie. Uwielbiam swoje studia (śmiech) Ponieważ dotyczą one ludzi, którzy swoja drogą bardzo mnie pasjonują. Do tego stopnia, że w komunikacji miejskiej wsłuchuje się w rozmowy innych pasażerów. Lubię dobre piwa kraftowe, leżenie na trawie nad Wisłą albo długie spacery czy nawet zwiedzanie starych kamienic, nawet tych, do których średnio można wejść (śmiech). Podobają mi się Włochy. Do tego stopnia, że chciałbym tam pojechać do pracy na jakiś czas. Nie mam jakichś niesamowitych talentów, wolę oglądać to, co ktoś stworzył, niż sam tworzyć. Chociaż pisanie sprawia mi przyjemność. Takie naukowe bardziej.
Mam rozumieć, że pisanie pracy licencjackiej sprawiało Ci przyjemność?
W pewien sposób tak. Może dlatego, że lubię budować bardzo złożone i długie zdania.